Strona główna forum Sprawë W prasie o Kaszubach |
Poprzedni wątek | Następny wątek |
Nadawca | Wątek |
---|---|
stolem |
wysłane dnia:
9.7.2004 13:46
|
Zarejestrowany użytkownik Zarejestrowany: 16.6.2004 z: Wiadomości: 7 |
Erika Steinbach + osobnicy spod znaku „Odrody” Wracają upiory przeszłości
Waldemar Rekść Mało w sumie popularny, ale wydawany w imponującej oprawie wybrzeżowy periodyk „30 DNI” nieoczekiwanie zamieścił obszerny artykuł pod wielce wymownym tytułem „Naród Kaszubi?”. Tekst ten, pióra szerzej nieznanego Marcina M. Bobrowskiego, jest przetłumaczony z języka niemieckiego (!) i pochodzi z magazynu polsko(?)-niemieckiego „Dialog”, zaś autor jest... referentem w hamburskiej organizacji Euro-Schulen (!). Wydawało się, że na Pomorzu separatystyczne poczynania garstki maniaków lub – po prostu – zwyczajnych sprzedawczyków wreszcie się skończą, po opublikowaniu wyników ostatniego narodowego spisu powszechnego. Gdy mimo dziesiątek tysięcy antypolskich ulotek kolportowanych na Kaszubach i wzywających do deklarowania „narodowości” kaszubskiej i kaszubskiego „języka”, odpowiedź społeczności kaszubskiej była jednoznaczna: na pół miliona Kaszubów zaledwie pięć tysięcy sto zadeklarowało przynależność do „narodu” kaszubskiego. Z czego i tak – zdaniem samych Kaszubów – większość była rezultatem braku w spisie rubryki określającej bardziej precyzyjnie przynależność etniczno-regionalną. Pisaliśmy już o tym kilkakrotnie i warto tylko wspomnieć, że autorzy tych separatystycznych poczynań cieszą się wśród Kaszubów jak najgorszą opinią, a używane przez Kaszubów wobec nich określenia nie nadają się do druku. Tymczasem, z zadziwiającą i coraz bardziej niepokojącą konsekwencją nadal usiłuje się wmówić Kaszubom, że są odrębnym narodem z odrębnym językiem i odrębną kulturą, a poczynania te coraz jawniej są wspierane i inspirowane przez Niemców, czego wymownym dowodem jest wspomniana publikacja. Sam ten artykuł aż się roi od ewidentnych kłamstw i zafałszowań. Szczytem nikczemności są brednie, jakoby to po ostatniej wojnie kaszubskie dzieci były w szkołach bite za używanie kaszubskiego „języka”. Autor próbuje manipulować antykomunistyczną retoryką, oskarżając władze PRL o degradację kaszubskiego języka do poziomu dialektu. Powołuje się przy tym na jakichś anonimowych językoznawców i rzekomych „czołowych działaczy i przywódców z kręgów kaszubskich”. Tymczasem, to właśnie władze polskie i to zarówno w okresie międzywojennym, jak i powojennym (szczególnie po roku 1956), wyjątkową troską otaczały kaszubską kulturę, czego rezultatem jest jej dynamiczne odrodzenie i rozwój dopiero za polskich czasów. Sympatycznym i wielce tego wymownym symbolem jest odtworzenie tradycyjnego haftu kaszubskiego, dziś kwitnącego już w kilku lokalnych ośrodkach. A dokonały tego polskie zakonnice z Wilna, przesiedlone po wojnie do klasztoru w Żarnowcu. Co bardziej wykształceni Kaszubi z dumą powtarzają słowa prof. Nicza, że „dialekt kaszubski jest bardziej polski, niż polski język literacki”. Zapewne wbrew intencjom autora, ale właśnie jego artykuł jest dowodem odrodzenia się i rozkwitu kaszubskiej kultury dopiero w polskich czasach. Jednocześnie autor zmuszony był potwierdzić, że najaktywniejsi zwolennicy kaszubskiego separatyzmu „to „tylko” Kaszubi z wyboru.”. Zapomniał natomiast dopisać, że pisemko tych farbowanych Kaszubów „Odroda” redagowane jest bardzo kulawą kaszubszczyzną, wywołującą tylko kpiny autentycznych Kaszubów i poinformować, kto w ogóle finansuje nie tylko jego wydawanie, ale i całą działalność tego środowiska. Autentyczni liderzy i przywódcy społeczności kaszubsko-pomorskiej miary byłego posła ZChN dr. Feliksa Pieczki, czy kombatanta Powstania Grudniowego Romana Dambka, bratanka por. Józefa Dambka, twórcy Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski”, z oburzeniem reagują na wspomniany artykuł i przymierzają się do opublikowania odpowiedniej riposty. Mówią wprost, że dziesiątki tysięcy Kaszubów pomordowanych przez Niemców przewraca się w grobach Piaśnicy i innych miejsc kaźni, gdy wypisuje się takie brednie. Że żołnierze TOW „Gryf Pomorski” czy pomorskiego AK i NSZ walczyli nie za kaszubski „naród” czy kaszubski „język”, tylko za Polskę. Że prawdziwymi liderami społeczności kaszubskiej byli nie osobnicy spod znaku „Odrody” pokroju von Piechowskiego z Torunia, tylko Antoni Abraham, który bił w Wersalu sękatą pięścią w stół, broniąc zajadle polskości Pomorza, czy ksiądz pułkownik Jan Wrycza, duchowy przywódca „Gryfa Pomorskiego”. Że – o czym mało kto dziś pamięta – słynna „krwawa niedziela w Bydgoszczy”, gdy „rycerski” Wehrmacht mordował bezbronną polską ludność miasta, objęła także i Kaszuby, gdzie już od 3 września 1939 niemieccy żołdacy dokonywali masowych egzekucji ludności kaszubskiej po wsiach i miastach. Że nieprzypadkowo po roku 1945 walczący desperacko z hordami NKWD „żołnierze wyklęci” mjr „Łupaszki” z Wileńszczyzny właśnie na Kaszubach znaleźli wsparcie miejscowej ludności. Bo tragiczne losy Wileńszczyzny i Kaszub są bardzo podobne i obydwa regiony dały z siebie taką samą straszliwą daninę krwi w obronie polskości tych ziem. Że nieprzypadkowo stolica kanadyjskich Kaszub, gdzie kaszubscy emigranci osiedlili się jeszcze w XIX-wieku nazywa się...Wilno, będące dla tych ludzi symbolem polskości. Dzięki staraniom i interwencjom całego szeregu działaczy i publicystów, jak poseł Gertrudy Szumskiej czy Jacka Kurskiego, w skansenie we Wdzydzach Kiszewskich powstanie wreszcie ekspozycja poświęcona pamięci TOW „Gryf Pomorski”. Zaś w pięknym Szymbarku u stóp malowniczej Wieżycy, stara miejscowa rodzina kaszubska własnym sumptem stworzyła we własnym tartaku interesujący skansen-muzeum, gdzie obok odtworzonego ziemnego bunkra „Gryfa Pomorskiego” stoi oryginalna chata polskich zesłańców z Syberii. Jest w tym zestawieniu wymowna symbolika – jednoznaczna odpowiedź na wszelkie separatystyczne brednie. Charakterystyczne, że właśnie rzecznicy kaszubskiego separatyzmu usiłowali zatrzeć w ludzkiej pamięci bohaterskie karty historii Kaszub, za to w ich szeregach znaleźli schronienie byli agenci gestapo, przechwyceni potem przez NKWD i użyci do sowieckiej tym razem eksterminacji Pomorza. Porównując separatystyczne poczynania na Pomorzu z identycznymi na Górnym Śląsku, nasuwają się nieodparte pytania i wnioski. Dziś te regiony dzieli od Niemiec setki kilometrów i wydawać by się mogło, że co Niemcom do nich. Skąd więc dzisiaj u Niemców takie zainteresowanie, że podobnie jak w okresie międzywojennym inwestują szmal w tworzenie na tych terenach ruchów separatystycznych? Czyżby uważali, że po wejściu Polski do UE nie tylko przestanie obowiązywać Układ Poczdamski, ale i Traktat Wersalski też utraci na aktualności? Wyraźnie zaczynają wracać upiory przeszłości, co w kontekście choćby poczynań sławetnej Eriki Steinbach zauważają NAWET co porządniejsi niemieccy politycy i publicyści. Tylko jakby nie chcieli tego nadal zauważać nasi euromaniacy, którzy mimo sprzeciwów ogromnej większości mieszkańców Gdańska doprowadzili do rezygnacji z odtwarzania „Roty” przez carillon na ratuszowej wieży. Publikacja przedrukowana w „30 DNIACH” jest wystarczająco wymowna, by zacząć bić na alarm. Znając to sympatyczne skądinąd pismo można mieć nadzieję, że bez problemu można w nim będzie opublikować protesty, wyjaśnienia i sprostowania. Ale czas chyba najwyższy, aby nasze władze zainteresowały się bliżej działalnością różnych separatystów, bo jest już dzisiaj jasne, że nie chodzi bynajmniej o jakichś nawiedzonych, nieszkodliwych maniaków. Waldemar Rekść Nr 6 (8.02.2004) http://myslpolska.icenter.pl/index.php?menu=pomorze&parStrona=1&nr=2004020320078 |
Poprzedni wątek | Następny wątek |