Musieliśmy się ukrywać

Data 18.10.2005 8:14:48 | Kategoria: Aktualności

Z Jarosławem Sellinem, posłem na Sejm z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, rozmawia Rafał Jabłoński


Po wojnie przyznawanie się do kaszubskich korzeni nie wszystkim wychodziło na zdrowie. Czy podczas nauki w szkole ukrywał Pan swoje pochodzenie?

Nie. Choć prawdę mówiąc uświadomiłem sobie je dość późno; już w trakcie studiów. Wiedziałem, że jestem Kaszubą ze strony matki i ojca, ale nie znałem języka. Tymczasem jego znajomość jest głównym kryterium klasyfikacji wewnętrznej na Kaszubach. Wychowywałem się w Trójmieście, natomiast językiem kaszubskim posługują się ludzie mieszkający w mniejszych skupiskach. A w kwestii ukrywania korzeni – wiem z opowieści rodzinnych, z pokolenia moich rodziców, że gdy dziecko w szkole podstawowej posługiwało się kaszubskim, to zwracano mu uwagę, że mówi brzydkim językiem. Słyszałem nawet takie historie, iż zdarzało się wysłanie dzieci nieznających polskiego, a wyłącznie kaszubski – do szkół specjalnych.

To po wojnie. A jak Pańska rodzina żyła w jej trakcie?

Okres okupacji wyglądał bardzo tragicznie. Przed wojną dziadek był działaczem Polskiego Związku Zachodniego i radnym Rumii, miasteczka, w którym, nomen omen, urodziła się Erika Steinbach. Był znanym działaczem antyniemieckim. Zginął 13 września 1939 roku w walce z Niemcami na Kępie Oksywskiej. Tymczasem zaraz po zakończeniu działań wojennych Niemcy, nie wiedząc o tym, przyszli po niego i chcieli zabrać do Piaśnicy, gdzie zamordowano 12 tysięcy pomorskiej i kaszubskiej inteligencji.

Podobno kilka osób z Pańskiej rodziny służyło podczas wojny w niemieckich siłach zbrojnych.

W czasie okupacji mojego wujka jako 16-latka wcielono w 1945 roku do Wehrmachtu. Po wojnie z tego tytułu rodzina miała kłopoty. Dwóch innych moich wujków, już za PRL, zamiast być wcielonymi do Ludowego Wojska Polskiego jako zwykli szeregowcy, wylądowało w charakterze elementu niepewnego, w kopalni węgla. Jako żołnierze górnicy.

Dziś niektórzy działacze manifestują odrębność kaszubską, co budzi obawy przed secesją. Czy rzeczywiście tę odrębność należy tak akcentować?

Sądzę, że raczej należy ją podkreślać, bo to jest żywa tożsamość. A Kaszubi mają podwójną – kaszubską i polską. Tu nie ma konfliktu narodowego. Kaszubi jako mała społeczność etniczna od początku swego świadomego ruchu z pierwszych lat XIX wieku przyjęli optykę polską. Między innymi ze względu na wspólnotę słowiańską, jak i wiarę katolicką. Pamiętajmy, że Kaszubi byli katolikami, natomiast Niemcy na Pomorzu – luteranami. Czyli dodatkowo występowały zróżnicowania religijne.

Jak przyjął Pan atak Jacka Kurskiego na rodzinę Donalda Tuska?

Jako rzecz nieprzyjemną. Ten zarzut abstrahował od specyfiki losów ludzi żyjących na Pomorzu. Niedawno ktoś mi powiedział, że przez Wehrmacht przeszło od 300 do 500 tysięcy Polaków, w tym i Kaszubów. Ale to tylko pół prawdy. Nie byłoby aż tak silnej partyzantki antyniemieckiej na Pomorzu, nie byłoby organizacji Gryf Pomorski, gdyby nie wcielanie młodych Polaków do Wehrmachtu. Oni uciekali w te lasy przed poborem, albo dezerterowali z niemieckich sił zbrojnych.

Wracając do sprawy Jacka Kurskiego, który z ramienia Pańskiego ugrupowania zaatakował...

Nie. On zaatakował ze swojego ramienia. I moje ugrupowanie natychmiast zrobiło z nim porządek.

Data: 2005-10-18

Źródło: "Życie Warszawy".



Powyższy artykuł opublikowano w serwisie Nasze Kaszuby
http://naszekaszuby.pl

pod adresem:
http://naszekaszuby.pl/article.php?storyid=997